Wypadek kieleckiego autobusu MPK ciąg dalszy – relacja !!!

Przez | 15 grudzień 2016

Wypadek 5.12.2016 w Kielcach – kierowca autobusu zasłabł, stracił panowanie a potem zmarł.

Dlaczego dziennikarka TVP Kielce dociera do: Prezes kieleckiego MPK, lekarza kardiologa,  ratownika medycznego a nawet socjologa pytając dlaczego tak się dzieje opisując wydarzenie a nie to tych osób, które na miejscu walczyły o życie kierowcy? Link do filmu https://www.facebook.com/panoramatvp/videos/1310648245672598/

 

wypadek-11Relacja naocznego świadka, z którym rozmawia portal świętokrzyskie24.eu

Laura – uczennica 1 klasy liceum ogólnokształcącego w Kielcach mówi:

To był normalny dzień poniedziałek 5 grudnia szłam sobie na przystanek, skąd miałam odjechać autobusem 46 do szkoły. Weszłam do autobusu, zajęłam sobie miejsce praktycznie na samym końcu i niczego się nie spodziewając z słuchawkami w uszach patrzyłam w telefon. Dopiero co wyjechaliśmy zza łuku i wjechaliśmy na prostą drogę usłyszałam huk i trzęsienie autobusu. Na początku nie wiedziałam o co chodzi, myślałam, że przebiliśmy oponę albo inne uszkodzenie. Siedziałam przy samej szybie więc widziałam jak autobus w którym jechałam  niszczy po kolei samochody i w których uruchamiały się alarmy. Gdy się zatrzymaliśmy, czekałam tylko, aż kierowca wyjdzie i powie, żeby opuścić autobus bo tak to zazwyczaj wygląda jak coś się stanie, lecz gdy zauważyłam, że ludzie są wystraszeni a kierowcy nie widać, to coś jest nie tak. Odwróciłam się za siebie, aby zobaczyć czy ktoś jeszcze za mną siedzi i zobaczyłam mojego sąsiada. Byliśmy zszokowani i zdziwieni całą sytuacją. Otworzyliśmy ręcznie tylne drzwi i opuściliśmy autobus. Teraz uważam to za błąd z naszej strony, bo pewnie na nagraniach kamer wygląda to tak jakbyśmy „uciekali” z miejsca zdarzenia jak zrobili to inni pasażerowie. Mój sąsiad pobiegł na przód, aby zobaczyć co się mogło wydarzyć, ja zaś przeszłam na drugą stronę ulicy tylko po to, aby zobaczyć czy faktycznie chodziło o opony czy też inną usterkę autobusu. Będąc na chodniku z drugiej strony ulicy słyszałam głosy ludzi typu : „Łoo kurde ale walnął w latarnie”, „super, zaraz spóźnię się do pracy” itp.

Byłam zszokowana faktem, że praktycznie każdy pasażer autobusu opuścił go, bez zastanowienia czy wszyscy są cali czy też bezpieczni.

Stwierdziłam, że nie mogę tego dalej słuchać i skupiać się teraz na tym i krzyknęłam do sąsiada: ” co z kierowcą ?! „. Szczerze sama nie pamiętam co odpowiedział, ale bez namysłu wróciłam na drugą stronę. Zobaczyłam, że na miejscu zdarzenia zostało tylko 5 osób, w tym 3 niepełnoletnie i 2 dorosłych. Gdy ja byłam po drugiej stronie moja koleżanka zadzwoniła na pogotowie, było to jakieś 30 sekund po całym wypadku, a nie jak relacjonowała potem telewizja. Po pewnym czasie jakieś młode kobiety zaczęły się interesować losami mężczyzny.

Gdy dzwoniliśmy po pogotowie, poszkodowany oddychał co było widoczne poprzez unoszące się plecy. Więc modliliśmy się tylko o to, aby jak najszybciej przyjechała karetka. Czekaliśmy i czekaliśmy, cały czas obserwując stan kierowcy. Gdy zobaczyliśmy, że mężczyzna przestał oddychać i zaczął robić się siny stwierdziliśmy, że nie możemy dłużej czekać i musimy wyciągnąć go zza siedzenia i przystąpić do masażu serca. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że może mieć uszkodzony kręgosłup co może spowodować przerwanie jakiegoś kręgu. Gdy jedna z pasażerek zaczęła resuscytację w tym samym czasie dołączyła do nas kolejna kobieta, jak się później okazało w ciąży. Z tego co wiem, mieszkała w bloku obok. Zobaczyła całe zdarzenie podbiegła i zainteresowała się cała sytuacja. Ta Pani robiła wdechy przy resuscytacji nie myśląc wtedy o tym, że może stresem zagrażać życiu swojemu dziecku. Po przyjeździe karetki ( trwało to ok. 12 min od momentu dodzwonienia się na nr alarmowy) dojechała również policja, my już czekaliśmy wszyscy na zewnątrz autobusu i poprosili nas o to abyśmy podeszli do radiowozu, aby spisać nasze dane jako świadków.

Spisali nas, powiedzieli, że będą się z nami kontaktować. Gdy nam podziękowali podeszliśmy znowu do autobusu, gdzie zobaczyliśmy, że karetka zabrała już kierowcę. Jeden z sanitariuszy zapytał się nas czy jesteśmy świadkami zdarzenia, czy nic nam nie jest. Powiedział również, że gdyby jednak coś nas bolało aby udać się do szpitala, mówiąc, że brało się udział w tym wypadku.

Szczerze, byłam w wielkim szoku, to wszystko działo się tak szybko a jednak tak wolno.  Zaczęło dochodzić do mnie, że ludzie pouciekali… w tym autobusie było około 20-30 osób… a zostało tylko 5. Zastanawiałyśmy się z dziewczynami co kieruje takimi ludźmi w takiej sytuacji. Nie mogłam poradzić sobie z tym wszystkim i udałam się na rozmowę z psychologiem. Nie było momentu, żebym o tym wszystkim nie myślała.

Dlaczego taką relację zrobiła telewizja? Nie wiemy.

Zgadzamy się wypowiedzią z relacji cyt. „Żeby pomóc nie potrzeba specjalistycznej wiedzy ani specjalistycznego sprzętu… nie musimy być doskonali jedni zrobią to lepiej inni gorzej, najważniejsze by nie zostawić człowieka bez pomocy”. Nie potrafimy udzielać pierwszej pomocy i ta umiejętność jest rzadka. Nie umiemy, nie chcemy, boimy się. Tak mówi Pani socjolog z UJK w Kielcach.

Jak miasto Kielce i Pan Prezydent stara się aby kielczanie umieli nieść pomoc w takich przypadkach? Nie wiemy. Dotarliśmy do osób, które chcą uczyć ratować życie ludzkie. Chcą uczyć w Kielcach pierwszej pomocy oraz nauki zachowania w takich sytuacjach lecz jak się dowiedzieliśmy nie ma na to pieniędzy w ratuszu.

Zadajemy pytanie, na co są pieniądze?